Pisałam do pana wczoraj i piszę dziś wieczór. Gdybym odczekała trzy dni, to znaczy do środy, nigdy może nie odpowiedziałabym na pański list z 20-go, który przyniósł mi dzisiaj kawaler d'Aguesseau. Najpierw - jest bowiem może jeszcze przyszłość przede mną - muszę panu powiedzieć, abyś adresował listy do mnie wprost; inaczej wprowadza pan jeszcze jedną szansę na moją szkodę: kawaler d'Aguesseau może być na wsi, podróżować, etc. etc. Słowem, wystarczy już być o tysiąc mil, niech pan nie dodaje więcej. Och! wydam się panu szaloną; będę mówiła szczerze i prosto, jakby mówił ktoś, kto by mniemał, że umrze nazajutrz; niech pan tedy słucha z pobłażliwością i zainteresowaniem, jakie mamy dla umierających. Pański list sprawił mi wiele dobrego; czekałam go ciągle, ale przestałam go pragnąć, ponieważ dusza moja niezdolna już była do żadnego drgnienia, które by miało coś pokrewnego z przyjemnością. I ot! mamż wyznać? Zdołał mnie pan oderwać na kilka chwil od grozy i przerażenia, które pochłaniają całe me istnienie. Och, Boże, lękam się o jego życie, moje jest z nim związane, i czuję potrzebę rozmowy z panem. Czy pan pojmuje uczucie, które mnie ożywia i pociąga ku panu? Mimo to nie jestem rada z pana: jest w tym jakiś chłód i niedbałość, nie wspomnieć, czemu pan nie napisał do mnie z Drezna, jak pan przyrzekł; przy tym daje mi pan uczuć zbyt wyraźnie, iż zawód, który pana spotkał w Berlinie, unicestwił te trochę słodyczy, jakie mogłyby panu dać świadectwa i wyrazy mej przyjaźni. A wreszcie, mam rzec wszystko? Dotknęło mnie, że pan mi dziękuje za moje zainteresowanie. Czy pan myśli, że to jest sposób wypłacenia się? Wydam się panu bardzo niesprawiedliwa, trudna; nie, to nic podobnego; jestem bardzo prosta, bardzo chora i bardzo nieszczęśliwa; och! tak, bardzo nieszczęśliwa. Gdybym nie mówiła tego, co czuję, co myślę, nie mówiłabym wcale do pana. Czy sądzi pan, że w tym zamęcie duszy, w którym żyję, można być zdolnym powściągnąć się? Tak na przykład, czy mam być wzruszona sposobem, w jaki mi pan mówi odnośnie do najważniejszej sprawy mego życia: niech mi pani odpowie w tym przedmiocie, co pani będzie mogła, co pani zechce. Och, tak, co zechcę; zostawia mi pan w istocie wielką swobodę; ale widzi pan, jak z niej korzystam: nie aby sądzić pana, ale aby panu dowodzić tego, co pan wie o wiele jeszcze lepiej ode mnie, mianowicie, iż ton, wyraz, zależne są od tego, co ktoś czuje i że jeżeli nie jestem z pana rada, to nie pana wina, i wiem to dobrze. Toteż, nie roszczę sobie pretensyj do niczego, prócz jeno tej pociechy, której się kosztuje tak rzadko, wyrażenia całej swej myśli. Zawsze krępuje nas obawa jutra: otóż czuję się tak swobodna, jakbym go nie miała przed sobą; a gdybym przypadkiem miała żyć jeszcze, przebaczyłabym sobie, czuję to, że powiedziałam panu wszystko, nawet narażając się na to, iż stracę w pana oczach. Czy nie prawda? Trzeba, aby przyjaźń nasza była wielka, silna i zupełna; aby nasz związek był serdeczny, trwały i bliski lub też aby nie było w ogóle nic. Tak więc w żadnym razie nie mogę żałować, iż odsłoniłam panu całą duszę. Jeżeli to nie to, czego pan chciał, jeżeli zaszła omyłka, ha! bądźmyż oboje dobrej wiary, nie bądźmy zawstydzeni ani zakłopotani: wróćmy tam, skądeśmy wyszli; będzie nam się zdawało, żeśmy śnili. Dołączymy ten paragraf do rozdziału Doświadczeń i zachowamy się jak osoby dobrze wychowane, które wiedzą, że nie jest właściwe mówić o swoich snach. Będziemy milczeć: milczenie jest tak słodkie, kiedy może ocalić miłość własną! Nie chce mi pan powiedzieć, jakie miejsce mi pan przyznaje; czy wstrzymuje pana obawa, że to może być za wiele lub za mało? Może to sprawiedliwie; ale nie szlachetnie. Wszak młodość jest tak szczodra, lubi dawać aż do rozrzutności; a oto pan jesteś skąpy na kształt starca lub bogacza. Ale, doprawdy, żądasz niepodobieństwa; żądasz, abym się litowała nad panem za to, że robisz co chcesz; trzeba panu staczać walki, aby się poddać swemu charakterowi. Ech! Boże, jeszcze trochę czasu, a ręczę, iż będzie panem władał jak despota; przyzwyczajenie do zwycięstw wzmocni go, a tak mało mu tego potrzeba! Powiedział pan sobie - i to tak niedawno - że nie chodzi o to, abyś był szczęśliwym, byleś był wielkim; idź tylko dalej tą drogą, ręczę, że będziesz bardzo konsekwentny: chwiejne i mętne jest w panu tylko czucie; myśli, zamiary, rysują się w sposób bardzo stanowczy. Albo się bardzo mylę, albo pan jest stworzony, aby się stać szczęściem duszy próżnej, a rozpaczą duszy tkliwej. Niech pan przyzna, że to, co mówię, nie jest panu niemiłe; daruje mi pan, że pana mniej lubię, jeśli panu udowodnię, że w zamian świat będzie pana więcej podziwiał.
Doprawdy, stawia mi pan osobliwe pytanie. Czy ma ważniejsze od pana przyczyny do nieobecności? Och, tak: ma; ma jedną najwyższą i taką, że jeśli zdoła ją zwyciężyć, ofiarą życia nie zdołałabym mu się wypłacić. Wszystkie okoliczności, fakty, wszystkie moralne i fizyczne racje są przeciw mnie; ale on jest tak bardzo za mną, iż nie pozwala mi wątpić w swój powrót. Drżę na myśl, czego się mogę dowiedzieć we środę; pluł krwią, puszczano mu krew dwa razy; w chwili odjazdu kuriera miał się dobrze: ale krwotok mógł wrócić; jak tu odzyskać spokój z taką myślą? On sam lękał się następstw; mimo iż silił się mnie uspokoić, czułam jego obawę. A teraz niech mi pan powie, czy nie wiesz, o kim mówię? I jeszcze niech mi pan powie, że wiedział pan o tym, kiedy pisałam do pana, aby prosić o Hetmana? Czy to była delikatność czy chytrość, że pan udawał nieświadomość nazwiska, które zmilczałam?
Ale nie mówię nic o pańskiej podróży; bo też w istocie nie mam nic do powiedzenia, skoro pan sam nie powziął jeszcze decyzji. Gdybym mogła myśleć, że będę żyła i że pan nigdy nie pojedzie do Rosji, pragnęłabym szczerze, aby pana zatrzymano w Berlinie; ale ponieważ myślę, że pan zawsze będzie czuł potrzebę czynienia rzeczy trudnych, chciałabym, skoro pan się już rozpędził, abyś objechał dokoła kulę ziemską, iżby się to już stało. A wreszcie czyż można myśleć przez chwilę o przyszłości? Ledwie pan wróci, pojedzie pan znów do Montauban, potem przyjdą znów inne projekty, ponieważ pan znosi spokój jedynie wówczas, gdy tworzysz plany zrobienia tysiąca mil.
Tak, doprawdy, myślę, że to był w moim życiu nieszczęśliwy dzień, który spędziłam rok temu, w Moulin-Joli. Bardzo byłam daleko od potrzeb nowej przyjaźni; życie moje i dusza były tak pełne, że bynajmniej nie pragnęłam nowych wrażeń; a panu też nie było nic po jednym więcej dowodzie sympatii, którą możesz obudzić w duszy uczciwej i czułej. Ale cóż za mizeria! Alboż my jesteśmy wolni? Alboż to co jest, może być inaczej? Nie byłeś pan tedy wolny, kiedyś mnie zapewniał, że będziesz pisywał często; co do mnie, nie mam wolności nie pragnąć tego żywo.
Złajawszy pana sumiennie, muszę jednak powiedzieć: jest pan bardzo miły, że pan napisał do mnie po przybyciu; zasługiwałam na to, doprawdy.
Doprawdy, stawia mi pan osobliwe pytanie. Czy ma ważniejsze od pana przyczyny do nieobecności? Och, tak: ma; ma jedną najwyższą i taką, że jeśli zdoła ją zwyciężyć, ofiarą życia nie zdołałabym mu się wypłacić. Wszystkie okoliczności, fakty, wszystkie moralne i fizyczne racje są przeciw mnie; ale on jest tak bardzo za mną, iż nie pozwala mi wątpić w swój powrót. Drżę na myśl, czego się mogę dowiedzieć we środę; pluł krwią, puszczano mu krew dwa razy; w chwili odjazdu kuriera miał się dobrze: ale krwotok mógł wrócić; jak tu odzyskać spokój z taką myślą? On sam lękał się następstw; mimo iż silił się mnie uspokoić, czułam jego obawę. A teraz niech mi pan powie, czy nie wiesz, o kim mówię? I jeszcze niech mi pan powie, że wiedział pan o tym, kiedy pisałam do pana, aby prosić o Hetmana? Czy to była delikatność czy chytrość, że pan udawał nieświadomość nazwiska, które zmilczałam?
Ale nie mówię nic o pańskiej podróży; bo też w istocie nie mam nic do powiedzenia, skoro pan sam nie powziął jeszcze decyzji. Gdybym mogła myśleć, że będę żyła i że pan nigdy nie pojedzie do Rosji, pragnęłabym szczerze, aby pana zatrzymano w Berlinie; ale ponieważ myślę, że pan zawsze będzie czuł potrzebę czynienia rzeczy trudnych, chciałabym, skoro pan się już rozpędził, abyś objechał dokoła kulę ziemską, iżby się to już stało. A wreszcie czyż można myśleć przez chwilę o przyszłości? Ledwie pan wróci, pojedzie pan znów do Montauban, potem przyjdą znów inne projekty, ponieważ pan znosi spokój jedynie wówczas, gdy tworzysz plany zrobienia tysiąca mil.
Tak, doprawdy, myślę, że to był w moim życiu nieszczęśliwy dzień, który spędziłam rok temu, w Moulin-Joli. Bardzo byłam daleko od potrzeb nowej przyjaźni; życie moje i dusza były tak pełne, że bynajmniej nie pragnęłam nowych wrażeń; a panu też nie było nic po jednym więcej dowodzie sympatii, którą możesz obudzić w duszy uczciwej i czułej. Ale cóż za mizeria! Alboż my jesteśmy wolni? Alboż to co jest, może być inaczej? Nie byłeś pan tedy wolny, kiedyś mnie zapewniał, że będziesz pisywał często; co do mnie, nie mam wolności nie pragnąć tego żywo.
Złajawszy pana sumiennie, muszę jednak powiedzieć: jest pan bardzo miły, że pan napisał do mnie po przybyciu; zasługiwałam na to, doprawdy.